2018/06/11

2


SASUKE


Mroźny wiatr owiał moje trzydziestoletnie kości, kiedy samochód Hidana podjechał na miejsce zdarzenia. Dzielne, przymusowe lądowanie pilota z pewnością owieje go teraz wielką sławą. W przeciągu godziny staliśmy się niezwykłą sensacją na cały świat. Gdzie tak naprawdę cała załoga powinna dostać karę, że zgodzili się na podróż w takich warunkach. Może cały przypadek trwał dziesięć minut? Jedyne co pamiętam, to fakt, że omdlałem z powodu natychmiastowej zmiany ciśnienia. Obudziłem się, kiedy pracownik służby zdrowia próbował wyciągnąć mnie z letargu. I niestety mu się udało…
Może nie należałem do ludzi posiadających myśli samobójcze, jednak w pewnej chwili zrozumiałem, że śmierci i tak nie unikniemy. A może dla niektórych im szybciej tym lepiej?
Otrzepałem spodnie i podniosłem rękę do góry, by Hidan mógł mnie zobaczyć w tłumie pełnym reporterów i bliskich większości pasażerów. Na szczęście pseudo wywiad miałem już za sobą i żaden z nich nie zwracał zbytnio na mnie uwagi. Nie ma co, idealny powrót do kraju, gdzie chciałem pozostać anonimowym, a w wieczornych wiadomościach połowa ludzi, którzy mnie jeszcze pamiętali, dowie się o moim przybyciu. Między innymi obawiałem się, że Sakura właśnie mnie zobaczy. Z jednej strony miałem prawo przylecieć do Japonii, kiedy mi się tylko podobało, jednak z drugiej, znając ją zacznie przeczuwać z jakich mniej więcej powodów mogłem się tu pojawić.
Przyjaciel zobaczył mnie w końcu i począł kierować się w moja stronę. Z Hidanem znaliśmy się od najmłodszych lat, ponieważ nasze matki się kolegowały. Chyba jako jedyny zaliczał się do grona ludzi, którym tak naprawdę ufałem. Gdy wyleciałem, utrzymywaliśmy kontakt poprzez portale, a parę razy nawet odwiedził mnie w Berlinie. Należał do tych, którzy zawsze wywołują uśmiech na twarzy jak się tylko pojawią. I tym razem również nie było wyjątku.
— I to się nazywa wejście smoka — rzekł na przywitanie i podał mi dłoń. Uścisnąłem ją mocno, przyglądając  się mu uważnie. Ostatnio widziałem go na oczy ze dwa lata temu i w przeciągu tak długiego okresu zmienił się diametralnie. Zauważyłem, że włosy utraciły swój dawny blask, a wokół oczu pojawiło się parę zmarszczek.
— Co ty nie powiesz — zażartowałem.
— Po co w ogóle do mnie zadzwoniłeś. Wiesz, że przerwałeś mi punkt kulminacyjny?
— Niech zgadnę. Oglądałeś porno?
— Strzał w dziesiątkę stary.
Zaśmiałem się w niebogłosy. Niektórzy ludzie, nie ważne co by się stało w ich życiu, nie zmienią się nigdy. Za paręnaście lat Hidan odchodząc z tego świata, będzie ubolewał ile wspaniałych aktorek porno już nie zobaczy. I według mnie tacy ludzie wskazywali na to, że świat jest jednak piękny.
— Zwijamy się, czy chcesz jeszcze porozmawiać z tymi gogusiami? — wskazał na reporterów, którzy kłócili się o jakąś kobietę, której szok z przeżytego lądowanie jeszcze nie zszedł.
— Jestem już po — stwierdziłem otwarcie.
Hidan zmrużył oczy i próbował udawać złego.
— Ty to masz jednak szczęście. Nie dość, że słynny przedsiębiorca berliński, to nawet po przekroczeniu Japonii będziesz w telewizji.
— Pan zawsze pozostanie panem.
Hidan klepnął mnie w ramię i poszliśmy do samochodu. Było mi tak zimno, że nawet nie kryłem się , że nogi   trzęsły się mi od początku naszej rozmowy. Myślę, że mój przyjaciel to zauważył, jednak posiadał tendencje do niekomentowania zbytnich spraw. Zapewne uważał, że dotlenienie dobrze mi zrobiło.
W czarnym audi A5 było przytulno i znośnie. Może brakowało pewnych wygód i bajerów, jakie posiadały samochody, którymi się na co dzień woziłem, jednak zawsze mogłem trafić gorzej. Sztywnymi palcami z trudem zapiąłem pas i westchnąłem. Malutka para unosząca się z moich ust przypominała mi o tych pięknych zimach, które wraz z bliskimi przezywałem, kiedy tu jeszcze mieszkałem.
W Berlinie życie wyglądało inaczej. Może Japonia należała do jednych z najwyżej rozwiniętych krajów świata, jednak to Europa i jej walory przykuwały moją uwagę. Zimy w północnych Niemczech nie były aż tak ostre, czasami zdarzały się tylko przymrozki w przeciągu całego roku. Przewijający się za szybą samochodu krajobraz wydawał mi się z jednej strony tak dobrze znany, a z drugiej obcy i zapomniany.
Hidan nie przekraczał maksymalnej prędkości na drodze szybkiego ruchu, u mnie natomiast nie istniało takie słowo jak limit. Podrapałem się po karku i jak zahipnotyzowany przetwarzałem różnice tych jakże od siebie odmiennych państw.
— Co, wspomnienia wracają? — zagadnął. Jak zwykle umiał mnie rozgryźć.
— Można tak powiedzieć.
— Wiesz, że ostatnio myślałem nad pewnymi sprawami?
Popatrzyłem na niego zaciekawiony.
— I do jakiego doszedłeś wniosku? — zapytałem.
— Czy nie zamieszkać w Berlinie na stałe.
Podniosłem brew.
— Poważnie?
Zachichotał.
— Prędzej bym się zesrał, zanim nauczył tego bełkotu.
— Przyjął bym cię bez problemu.
Hidan zjechał na drogę państwową, prowadzącą do naszego celu. Tabliczka wskazywała, że do Konohy zostało tylko trzydzieści kilometrów do przebycia.
— Mówisz tak, ponieważ nie masz kobiety i dzieci?
Zmarszczyłem brwi. Co go tak nagle to obchodziło?
— Dlaczego o tym pomyślałeś?
— Bo to oczywiste.
— Odezwał się samotny kawaler, który do teraz siedzi przed pornosami.
Zauważyłem iskierki rozbawienia w jego oczach.
— Stary, naprawdę uwierzyłeś, że bym się tym przejął?
No nie wiem, stwierdziłem w duchu.
— Dlaczego tak nagle się o to zapytałeś?
— Bo może martwię się o twoje przyrodzenie?
— Jasne — bąknąłem, jednak nie chciałem dalej w to brnąć. Kochałem go jak brata, jednak czasami potrafił doprowadzić człowieka do szewskiej pasji.
— Zastanawiałem się jak to będzie, kiedy ją zobaczysz.
Nie dał mi nawet pięciu minut, abym przetworzył jego słowa.
— Kogo masz na myśli?
— Nie udawaj, że nie wiesz. — Zaczynał mnie lekko denerwować. — Chodzi mi o Sakurę.
Zamilkłem. Przez dobre sześć minut nie wiedziałem jak to skomentować. Bo tak naprawdę sam nie przewidziałem jeszcze, co się miedzy nami wydarzy.
— Przecież nie wrócimy do siebie.
— Myślisz, że się nie ucieszy?
— Bardzo śmieszne.
Sakura mnie nienawidziła. Tylko głupi na moim miejscu sądziły inaczej. Niczego do niej nie oczekiwałem, tylko prawdy odnośnie zatuszowanej informacji.
— Wydaje mi się, że nie pozwoli ci się nawet zbliżyć do dziecka.
Na czole wyskoczyła mi żyłka.
— Możesz się zamknąć na ten temat?!
— A nie mam racji?
Chciałem już mu przywalić. Gówno powinno go obchodzić, co zamierzałem uczynić z moim dzieckiem. Próbowałem skupić się na wszystkim, tylko nie na tym, co mnie czekało. Kłótnie, dochodzenia…
Czy nie mogłem wieść spokojnego życia, tak jak kiedyś?
— Zastanawiałem s…
— Zamknij się!
Skierował na mnie wzrok nie ze zdziwienia, tylko raczej z upragnionego celu.
— Dlaczego się tak denerwujesz?
Powoli nie wytrzymywałem.
— Specjalnie chcesz mnie wkurwić!
— Vielleicht.
— Kurwa!
Hidan zaśmiał się i pokręcił głową. Nie wiem co go tak bardzo bawiło. Powód mojego przylotu do Japonii należał do wręcz tragicznych. Nie wiedziałem jak była miłość zareaguje, kiedy zrozumie, że dowiedziałem się o dziecku. I czy w ogóle będę miał do niego dostęp. Liczyłem w duchu, żeby ojcem okazał się kto inny, jednak po zapewnieniach przyjaciela, że na kilometr widać, kto je spłodził, raczej nie było sensu siebie okłamywać.
— Myślałeś już, jak to rozpoczniesz? — Po tonie jego głosu wywnioskowałem, że ani odrobinę się nie przejął.
— Właśnie nie bardzo…
Hidan przycisną mocniej dłonie na kierownicy i oboje popadliśmy w letarg. Zadał bardzo ważne pytanie, nad którym powinienem wcześniej się zastanowić. Nie zawitam przecież do domu Sakury i nie zapytam się wprost. Dostałbym order największego debila roku.
— Odpowiedz mi stary w końcu… — Ton Hidana wskazywał, że zakończył się już moment żartów. Czasami zdawał się być bardziej zmiennym niż kobieta w okresie miesiączki. — Często o niej myślałeś?
Wiedziałem doskonale o kogo mu chodziło, jednak z pewnych powodów próbowałem udawać, że nie dosłyszałem pytania. Za każdym razem jak się widzieliśmy, musiał rozpocząć ten temat,  a ja za każdym razem go spławiałem. Bo tak naprawdę sam do końca nie wiedziałem, co o tym sądzić. To prawda, zdarzało mi się przyłapać na tym, że myślę o Sakurze, jednak nigdy nie osądziłbym, że chcę do niej wrócić. Nasza miłość okazała się zakończonym rozdziałem. Po co tworzyć epilog, by znowu rozpocząć prolog?
— Zdarzało się.
Chyba nie zaspokoiłem go tą odpowiedzią.
— Wszystkich okłamiesz Sasuke, ale nie mnie — stwierdził oschle.
 Podniosłem brwi.
— Czyżby?
— Za bardzo ją kochałeś.
Prawie zakrztusiłem się śliną.
— Co powiedziałeś?!
— Nie jestem taki głupi. Każdy to wiedział.
Hidan wypowiadał te słowa w taki sposób, jakby uważał, że dowiem się prawdy o dziecku i z Sakurą osśdzimy, że pora rozpocząć życie tak, jak planowaliśmy za szczeniackich czasów? Pokiwałem przecząco głową sam do siebie i nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Nie udało mi się ukryć faktu, że zszokował mnie tym stwierdzeniem.
— Nie musisz przede mną ukrywać swoich uczuć Sasuke…
— Dość!
— Chciałbyś do niej wrócić?
Ten człowiek chyba nigdy nie zrozumie rozkazów.
— Jasne, to moje skryte marzenie — odburknąłem i miałem już dość tego cholernego tematu. Sam do końca nie wiedziałem, po co tak naprawdę tu przyleciałem. Dowiem się, że to moje dziecko i co? Zapragnę się sondować  o istotkę, o której nie miałem pojęcia przez prawie czternaście lat?
— Stary, ale ja poważnie pytam.
— A ja poważnie odpowiadam.
— Wiesz, że jak odlatywałeś, to też byłeś taki oschły i niedostępny? A każdy z nas wiedział, że w środku chciałeś ją skraść, żeby wyruszyła z tobą.
— To jakoś nigdy nie wyjechała z taka propozycją. Wolała zakończyć naszą znajomość.
Nie zdawałem sobie sprawy, że wypowiadałem te słowa z bólem. Nikt nie odczuwał tego jak ja. Jeszcze wtedy naprawdę marzyłem tylko o tym, by wydoroślała i zrozumiała, że życie ze mną i w Berlinie byłoby piękne.
— Bo zaszła w ciążę przecież debilu.
— Tym bardziej powinna była się zgłosić do mnie.
Hidan zamilkł, jakby w końcu coś do niego dotarło. Nareszcie.
— Pomóż mi jakoś to rozegrać — błagałem. — Chciałbym, żeby jednak ojcem okazał się ktoś inny.
Samochód skręcił ostro i zauważyłem, ze wjechaliśmy w końcu do upragnionej Konohy.  Przykro było mi to stwierdzić, ale miasto nic się nie zmieniło. Szare, przypominające komunistyczne blokowiska piętrzyły się ku górze, dzieci rozrabiały na starych placach zabaw. Ludzie pędzili ulicami do swoich domów, by móc nareszcie odpocząć. Przeszedł mnie dreszcz, jak ujrzałem aleję prowadzącą do mojej starej posiadłości. Rodzicom nic nie mówiłem,  że się pojawię. Było to przykre, jednak nie zamierzałem jakoś się u nich pokazywać. Nie byli samotni, mój starszy brat Itachi podobno często u nich przebywał. Modliłem się w duchu tylko, żeby akurat dzisiaj nie zapragnęli oglądnąć wiadomości.
— Piękna zapyziała dziura, co? — Zagadnął mnie Hidan. Pokiwałem głową, przyglądając się jak zahipnotyzowany życiu, które toczyło się za szybą samochodu. I pomyśleć, że kiedyś tu był mój dom…
— Naprawdę żałuję, że tu przyleciałem.
— Nie musiałeś przecież.
— Wiem… ale ta nowina nie dawała mi spokoju…
Nostalgia przeszywająca moje ciało nie pozwalała skoncentrować się nad celem, za którym się tutaj pokazałem. Wszystkie lata młodości zaczęły przelatywać mi przed oczami. Przypomniałem sobie  pierwsze imprezy, alkoholizacje i oczywiście zauroczenia…
— Nie wiem czy to ci jakoś pomoże, ale wiem do której szkoły uczęszcza mała. — Słowa Hidana zabrzęczały w moich uszach jak najpiękniejsza muzyka na świecie. Odwróciłem wzrok od szyby i popatrzyłem w oczy przyjacielowi.
— Stalkowałeś ją?
Hidan się zaśmiał.
— Widziałem kiedyś jak Ino odprowadzała jakieś dziecko do niej, a  akurat byłem w pobliżu.
— Może to jej własne?
Pokręcił głową.
— Ino ma tylko męża.
— Dalej utrzymujecie kontakt?
— Oczywiście. Nigdy nie zapomnę tego loda, którego  strzeliła mi w szkole średniej.
Teraz to ja zachichotałem.
— Kto jest tym szczęściarzem teraz?
— Kojarzysz Saia z klasy przeciwnej?
— Oczywiście!
— Biedak wpadł w jej sidła.
— To skąd przeczucie, że to akurat było dziecko Sakury?
Przyjaciel zamyślił się chwilę nad odpowiedzią.
— Jeszcze wtedy nie zastanawiałem się, kogo odprowadza. Jednak jak ostatnio zauważyłem Sakurę z tą dziewczyną…
— Zaraz! — Przerwałem mu od razu. Nie mówił mi wcześniej, że był zdolny zauważyć płeć dziecka. — Na sto procent byłą to córka?
— Chyba tak… miała w prawdzie długie włosy.
Przegryzłem wargę.
— Ale nie jesteś pewny na stówę?
— Nie.
Przytaknąłem.
— I doszedłeś do wniosku, że Ino musiała jednak odprowadzać dziecko Sakury?
— Tak.
Zastanawiało mnie jedno…
— Skoro nie mogłeś odróżnić płci, to jakim cudem osądziłeś, że jest zadziwiająco podobne do mnie?
— Ponieważ stary widać to z kilometra. Jeszcze pamiętam jak wyglądałeś, kiedy miałeś trzynaście lat.
Musiałem przyznać w duchu, że owy argument okazał się mocny i przelał szalę.
— Co sądzisz o tym, żebym podjechał pod tą szkołę i ją poobserwował?
— Zabawa w pedofila? Jak dla mnie bomba!
Zaśmiałem się w niebogłosy.
— Chcę na początek zobaczyć nasze podobieństwo.
Oczy Hidana zaiskrzyły.
— Uważam również, że to najlepszy pomysł jak na początek.


SAKURA



Waliłam parę razy dłonią o ścianę, tworząc na niej taniec kolorów. Fioletowe, zielone i żółte sińce po pewnym czasie rozpoczęły się ze sobą mieszać, powodując ludzką tęcze na skórze. Te porównanie nie miało sensu, jednak nie potrafiłam w inny sposób zinterpretować owego zjawiska. Czułam przeszywający kości ból aż do ramienia, jednak nie przestawałam. Ba, doznawałam pewnej satysfakcji, że potrafię wytrwać podobne katusze.
Po parunastu minutach znudziło mi się katowanie dłoni, już miałam zabrać się za okaleczanie innej części ciała, kiedy usłyszałam tą dobrze znaną mi melodie. Oderwałam twarz od ściany i spojrzałam w kierunku pokoju Sarady. Dzieci chore na Aspergera posiadały manię na pewnym punkcie. Kiedy każdy nastolatek wyżalał się znajomym albo uciekał z domu, moja córeczka odnajdywała spokój w grze na skrzypcach.
Piękna melodia przepływająca przez moje organy, pchnęła mnie w stronę drzwi jej „posiadłości”. Przystanęłam i spuszczając głowę dałam się otumanić wyższym i niższym tonom, które tak pięknie przeplatały się ze sobą, tworząc w mojej głowie obraz o idealnej przyszłości.
Zachowałam się jak największa szmata…
Jak mogłam nazywać się matką…
Powinni mi zabrać prawa rodzicielskie…
Jednak jednego na świecie byłam bardziej niż pewna…
Sasuke nigdy nie dałby jej tego, co ja potrafiłam Saradzie zapewnić.
Oczami wyobraźni widziałam, jak spędza swoje życie w natłoku pracy mojego jedynego mężczyzny, którego kiedyś niestety kochałam. Czy Sarada chciałaby takiego życia? Ojca widziałaby raz na paręnaście godzin, jak nie dni. Kto by z nią siedział? Prowadził konwersację?
Przeszył mnie dreszcz na samą myśl, że mogłaby czuć się odrzucana. I co by wtedy sobie pomyślała? Zastanawiałaby się gdzie jest mama? Przecież nie żyłabym z nimi w takim dostatku. Mój rozdział z Sasuke został zamazany na zawsze. Może przesadzałam, ale jak mógł nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji swojego czynu. Byłam w potrzebie, nigdy tak bardzo nie pragnęłam go u swojego boku, a on postąpił tak jak uważał. Życie polega na kompromisach, jednak nie mogłam aż tak się poświęcić. A kiedy dowiedziałam się już o ciąży, wiedziałam już, że powinnam rozpocząć nową część swojego istnienia.
Odgłosy gry na skrzypcach coraz głośniej dźwięczały w mojej głowie. Chwyciłam bez zastanowienia za klamkę, upominając się na szczęście pod koniec w duchu. Nie mogłam przekroczyć niewidzialnej, ale też nieprzekraczalnej linii, która nas oddzielała. Kiedy Sarada rozpoczynała koncert, nikt i nic nie mogło jej przeszkodzić. Inaczej wpadała w szał i nie łatwo było ją wtedy uspokoić. Kolejna z olbrzymich wad owej choroby, z którą musiała się zmagać i następny punkt do listy bycia okropnym opiekunem.
Zrezygnowana odwróciłam się plecami do drzwi i poczęłam powolutku opadać na pośladki. Oparłam głowę o chłodne drewno i spoglądając na znajdujący się naprzeciw mnie zegar, odliczałam godziny, po których zapragnie się do mnie odzywać. Jak mogłabym dać Saradzie do zrozumienia, że chcę ja tylko ochraniać? Mi tez było ciężko postawić nad nami tę okrutną szalę, jednak musiałam okazać się silniejszą. Posunę się do najgorszych czynów, byleby tylko czuła się bezpiecznie.
Wbiłam paznokcie w panele i siedziałam tak, aż nie usłyszałam jak gra powoli ucichała zza drzwi. Teraz był idealny moment, żeby wkroczyć, jednak za dużo narobiłam jej przykrości jak na jeden dzień. Zrezygnowana podniosłam się z podłogi i poczęłam kierować w stronę salonu. Kanapa tak bardzo mnie wzywała, marzyłam tylko o tym żeby móc na niej zasnąć i na chwilkę zapomnieć o wielkim okrucieństwie, jakie rzuciłam na córkę.
Chwyciłam za pilot i włączyłam na pierwszy lepszy kanał, by się uspokoić. W rzeczywistości telewizja mnie usypiała, a tylko na tym mi w tym momencie zależało. Próbując się rozluźnić, usadowiłam się wygodniej na kanapie, wkładając poduszkę miedzy nogi. To był mój wieczór. Tak jak Saradzie nikt nie mógł przeszkodzić, tak i mnie teraźniejszy czas i przemyślenia powinny dać spokój. Trafnie, nie trafnie musiałam wybrałam wieczorne wiadomości. Przewróciłam oczami na samą myśl swojego szczęścia, kiedy poczułam jak zaciska mi się gardło, a oczy jak zahipnotyzowane za żadne skarby nie pozwalają, abym odwróciła wzrok od ekranu.
Nie, to nie mogło się zdarzyć…
Łudziłam się, że w jakimś małym stopniu to było plotką…
Dlaczego moje życie od urodzenia okazało się pasmem samych porażek…
Dlaczego wciągałam w to córkę…
Dlaczego…
Dlaczego…
Dlaczego do cholery włączyłam w tym momencie ten pieprzony telewizor!
Twarz Sasuke widniała na ekranie, a ton jego głosu, zapomniany, ale jednocześnie trochę znany zabrzęczał mi głośniej, niż piękne melodie grane przez Saradę. Próbowałam się uwolnić z amoku, jednak nieznane uczucie napierało na mnie coraz mocniej.
Te oczy…
Ten nos…
Ta piękna, nieskazitelna twarz…
Serce zabiło mi mocniej, jednak nie do końca tylko z nienawiści, ale też z uciechy, że udało mu się przeżyć. Próbowałam się opamiętać, pragnęłam życzyć mu śmierci, jednak z reguły serce wygrywa nad rozumem.
Wlepiałam szeroko rozwarte oczy jak na jakiegoś ufoludka, gdy łączyłam wątki. Sasuke leciał dowiedzieć się prawdy, niestety owa katastrofa, która wydarzyła się o godzinie trzynastej musiała już dojść do skutku, kiedy we wspaniały sposób pilot Lufthansy bohatersko uratował całą załogę.
To on…
 Po trzynastu latach rozłąki. 


SARADA


Każda historia posiadała początek i koniec. W jednej występowała dumna, śliczna księżniczka z hektarami pól i pięknym pałacem, w drugiej zaś główną rolę grała biedna, pozbawiona wszystkiego osóbka. Może przesadzałam, porównując się do tej gorszej wersji większości bajek, ale naprawdę czułam się paskudnie. Grałam od półtorej godziny, bez przerwy Cztery pory roku Vivaldiego, rozmyślając nad wszystkimi moimi latami, które spędziłam w tej dziurze. Nie mogłabym zbytnio narzekać, posiadałam kochającą matkę, dach nad głową, miałam się gdzie kształcić i mimo naszego niedostatniego życia, otrzymałam w końcu swoje własne, prywatne skrzypce. Więc czego wydawało mi się, że jestem parszywym gównem?
Obawiałam się prawdy, która mogłaby w końcu wyjść na światło dzienne. Z prostych powodów nigdy, przenigdy nie zostałabym pozbawiona wolności. Mama z ciocią Ino twierdziły, że nie chodzi o śledzenie, jednak nie wierzyłam im za bardzo. To był jedyny logiczny argument, który idealnie pasował do całej sytuacji.
Przejechałam mocniej skrzypkiem i wsłuchując się w melodię, odczuwałam zgubę. Chorzy ludzie kojarzą nam się z debilami, zwłaszcza jak w grę wchodzi słowo autyzm. Ku ich zaskoczeniu okazujemy się jednymi z najinteligentniejszych ssaków, które kiedykolwiek mogłyby postawić stopę na naszej planecie. I do jednych z owych plusów należało idealne rozpoznanie okoliczności. Otóż nigdy nikt podejrzany nie zaczepił mnie na ulicy, mama nie posiadała wrogów i z pewnością nikomu się nie naprzykrzyła. Należała raczej do tego typu mamusiek, które martwiły się o wszystko i dostawały palpitacji na wzmiankę o najmniejszej aferze. Więc dlaczego nagle musiałam się meldować za każdym razem i nawet nie mogłam po szkole zrobić sobie  moich ulubionych spacerów? Nigdy nie miała do mnie o to pretensji, a w pewnym momencie kolejna przyjemność, druga po grze na skrzypcach została mi odebrana.
Zapewne każda z nastolatek by się przeciwstawiała, wracała później, albo w ogóle nie pokazywałaby się w domu. Oczywiście, że takie zachowania wchodziły w grę, jednak jaki otrzymałabym w tym cel? Sakura bardziej by naciskała, aż w pewnym momencie miałabym załatwione indywidualne lekcje.
 Przeciągnęłam jeszcze mocniej skrzypkiem, aby cały blok usłyszał tę pieśń.  Świat znał Cztery, wielu interpretowałoby ją jako coś wspaniałego, wesołą nowinę. A tu pies pogrzebany! Gdybym była sławną kompozytorką, z pewnością zasługiwałabym na miano tajemniczej. Szkoły muzyczne posiadałyby problem z osądzeniem, co miałam na myśli tworząc, i moim skromnym zdaniem to byłoby najpiękniejsze, co mogłabym w życiu osiągnąć.
 Paradoksalnie owy utwór Vivaldiego w moim przypadku oznaczał ból i cierpienie. 
Robiło się już późno, kiedy malutkie kropelki potu wyskoczyły mi na czole. Dokończyłam jeszcze parę zwrotek i odłożyłam instrument na dobre. W ułamku sekundy cały, nabrzmiały od melodii pokój osnuł się zatrważającą ciszą. Wiedziałam , że mama już spała. Inaczej by wparowała od razu, gdyby usłyszała koniec „koncertu”. Westchnęłam zadowolona z takiego obrotu sprawy, zgasiłam nocną lampkę i położyłam się do łóżka.
Gdyby Sakura tutaj przyszła to nie wiem co bym zrobiła. Nie ręczyłabym za siebie i zapewne rzuciła się na nią z pięściami. Było to mój jeden z typowych ataków spowodowanych chorobą. Dlatego zamykałam się zawsze i grałam dla uspokojenia, żeby nigdy już nie zrobić komuś krzywdy.  Parę lat temu, gdy nie wytrzymałam od nadmiaru złości, wybiłam rodzicielce przedniego zęba. Moje wyrzuty sumienia sięgnęły wtedy takiego zenitu, że nie wyszłam z domu przez miesiąc. Poważnie!
Przewróciłam się na prawy bok i wbijając ślepy wzrok w ścianę, próbowałam się jakoś opamiętać i usnąć w końcu. Niestety nie należało to do najprostszych czynności, po wrażeniach dzisiejszego dnia. Objęłam mocniej końce pościeli i dalej rozmyślałam przebieg całego zdarzenia. Obawiałam się, że może faktycznie ktoś czyhał na moje życie. Wydawać by się mogło absurdalne, ale naprawdę w owej chwili wypełniał mnie strach.
Zastanawiałam się jak to jutro zrobię. Czy mama będzie mi odliczała czas powrotu?
Na samą myśl poczułam łzy napływające do oczu. Mało kto widział, żebym uroniła jakąkolwiek , jednak w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Byłam jak biedny, zamknięty w klatce ptaszek. Rzadko kiedy rozpaczałam nad swoim życiem, z reguły próbowałam znaleźć jakieś plusiki, teraz wszystko co się skumulowało przez cały dzień, musiało po prostu ze mnie wyjść.
Czy zespół Aspergera nie wystarczył? Brak ojca i ciężka praca Sakury by nas utrzymać? Czy naprawdę życie było tak okrutne, że nieszczęścia kochały chodzić parami? Pierwszy raz od bardzo dawna żałowałam, że w ogóle się urodziłam. Mama miałaby może czas na karierę, znalezienie wspaniałego, godnego jej miłości mężczyzny. Może mieliby zdrowe, śliczne, godne pozazdroszczenia dzieci? Sama ta boląca myśl zakłuła mnie mocno w serce. Ponieważ gdybym urodziła się jak każdy normalny człowiek, nie musiałaby się tak o mnie troszczyć.
Pociągnęłam mocno nosem i przewróciłam się na drugi bok. Moje życie było jednym wielkim żartem. Co najgorsze, nie tylko ja cierpiałam. Czułam, że Sakurze z każdym kolejnym rokiem jest coraz ciężej i chyba właśnie ta wiadomość najbardziej mnie dobijała. Co z tego, że przepięknie grałam na skrzypcach, kiedy nie miałam pieniędzy by iść później do wymarzonej akademii muzycznej w Japonii. O czymkolwiek bym pomyślała, wiedziałam że istnieje mała szansa, by się spełniło. A chyba najbardziej pragnęłam stać się wybitną skrzypaczką, by słyszał o mnie cały świat, by zdołowani ludzie puszczali moje utwory na polepszenie sobie dnia, by wykorzystywano je w filmach, wspominano w literaturze, bym po prostu poczuła się pierwszy raz kimś ważnym.
Leżałam tak chyba do pierwszej, kiedy mój organizm w końcu zrozumiał, że lepiej byłoby się w końcu położyć spać. Dokładnie nie pamiętam, kiedy tak naprawdę usnęłam. Jedyne czego byłam świadoma, to perspektywy kolejnych, przytłaczających dni.
Z rana automatycznie wyskoczyłam z łóżka, przebrałam się w ciepłe ubrania i stojąc przed drzwiami chroniącymi mnie od całego zła, przygotowywałam się psychicznie by opuścić moje gniazdo. Nacisnęłam delikatnie klamkę i na paluszkach poczłapałam do kuchni. Miałam głupią nadzieję, że nie spotkam matki, przygotowującej śniadanie. Pragnęłam jak nigdy, aby czuła się urażona i pierwszy raz nie wstała wcześnie. Niestety i ta prośba nie została wysłuchana. Przekraczając prób, kątem oka zauważyłam jak przygarbiona i rozczochrana walczy ze starym tosterem.
— Cześć kochanie. — Usłyszałam dławiący się głos. Czy zaliczyłam się do szmat, kiedy jej nie odpowiedziałam?
Przeszłam obojętnie jakby nigdy nic, ze spuszczoną głowa, nie zwracając uwagi na jej ton, który ogłaszał również załamanie. Z niewiadomych mi przyczyn, odczułam niestety, że nie tylko chodziło o mnie. Chwyciłam za pierwsze z brzegu kanapki i skierowałam się do wyjścia.
Otwierając drzwi, do moich uszu dobiegło cichutkie „ uważaj na siebie Sarada” i trzasnęłam nimi z całej siły.
Było to strasznie dziecinne z mojej strony, jednak ani na chwilę nie żałowałam swojego uczynku. Poprawiłam wygodniej plecak i schodząc wąskimi schodami, rozpoczynałam kolejny chujowy rozdział mojego żałosnego życia.
Blask odbijającego się światła od śniegu poraził moje oczy. Przymrużyłam je i hardo przemierzałam drogę do budy. Ruch okazał się nie do zniesienia, wszystko wokół mnie denerwowało. Przeczuwałam, że będę dziś wyjątkowo nieznośna i dlatego przygotowywałam się już na kolejny telefon przewrażliwionego rodzica dziecka  z mojej szkoły do Sakury, jako oskarżenie, że pozwala na pobyt chorego psychicznie wychowanka w placówce państwowej. Tak, bez porównania dzisiaj zapowiadał się „świetny” dzień.



SASUKE



— To ona ! — Wskazał mi ręką, centralnie przed oczami Hidan.
Jechałem szybciej niż było dozwolone w miejscu zabudowanym, a wiązało się to z moim niechybnym zaspaniem. Nie wiem jakim cudem do tego doszło, nastawiłem budzik tak, aby idealnie móc poczekać na moją „córkę”. Niestety sen okazał się silniejszy, dlatego pędziłem jak wariat, by tylko móc ją zobaczyć. Nie chciałem czekać ani dnia dłużej, owa sytuacja za bardzo zmieniała moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Na sam głos przyjaciela nacisnąłem pedał gazu, by przepuścić ludzi przez ulicę. Światło wskazywało mi, że powinienem się zatrzymać, niestety zauważyłem to zbyt za późno. Kiedy wielka łapa Hidana ograniczyła moje pole widzenia, nie spodziewałem się jeszcze takiego obrotu sprawy.
Niespodziewanie samochód wpadł w poślizg, straciłem chwilowe panowanie nad kołami, poczułem jak pojazdem lekko odchyla w prawo. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Wiedziałem, że to już koniec. Przeżyłem trafem jedną katastrofę, a teraz sam ze swojej głupoty spowodowałem drugą. Kątem oka zauważyłem jak Hidan wwierca się w fotel i łapiąc się siedzenia rozszerza szeroko usta.
— Do kurwy nędzy, co ty wyprawiasz!
Ale było już za późno na jakiekolwiek krzyki. Oboje usłyszeliśmy odgłos upadającego, bezbronnego, niczego nie winnego ciała. Zamknąłem na chwilę powieki, próbując się uspokoić. Po zderzeniu z człowiekiem, samochód się zatrzymał. Oceniając sytuację, nie powinienem nikogo zabić, w porę pojazd idealnie zwolnił. Niestety nie można było tego powiedzieć o bezbronnej osóbce, leżącej pół metra od nas.
Wyskoczyliśmy jak torpeda. Stojąc nad leżąca postacią, poczułem nagłe ukłucie bólu. Nie widziałem twarzy, jednak odgadłem, że to dziewczynka. Wokół pięknych, czarnych włosów widniała krew, okulary spadły i stłukły się parę centymetrów dalej. Nogi zaczęły mi się trząść i kucnąłem przy duszyczce.
Hidan położył mi dłoń na ramieniu i mocno zacisnął pazury.
— Ty debilu…
Udawałem, że go nie słyszę. Chwyciłem za włosy okalające jej twarz i lekko je odrzuciłem. Z niewiadomych przyczyn poczułem, że to był błąd. Że w ogóle nie powinienem był wracać do tego zasranego kraju. Odebrało mi dech w piersi i miałem wrażenie, że zaraz się porzygam.
 — Słyszysz mnie cwelu! — Rozbrzmiewało nad moją głową. Jednak ja nic już nie słyszałem. Chwyciłem dłońmi, omdlałą twarzyczkę i zapragnąłem przyciągnąć do siebie.
— Możesz zrobić jej jeszcze większą krzywdę! — zawołał Hidan i automatycznie mnie od niej odciągnął. — Nie widzisz, że oddycha?!
Jakaś puszysta kobieta, świadek wypadku zadzwoniła po karetkę. Przyjaciel nie pozwalał dojść do nieprzytomnej dziewczynki, a ja poczułem się gorszy od diabła.
— To… to
Słowa utykały mi w gardle, nawet ślina w niczym nie pomagała.
— To…
To…
Hidan delikatnie mnie objął i wyszeptał do ucha.
— A nie mówiłem, że z kilometra ją poznasz?
Przywaliłem pięścią w oblodzony asfalt, nie zwracając uwagi na ból jaki sobie nałożyłem.
 — Sasuke…
Nie ma żadnego Sasuke!
Nie ma nic!
Na dźwięk zbliżającej się karetki na sygnale, zacząłem się zastanawiać, jakim trzeba być skurwysynem by pozostawić matkę z dzieckiem, a potem je potrącić!
— Dlaczego… dlaczego…
— Mówiłem, żebyś zwolnił!
— Zamknij się kurwa!
— Miejmy nadzieję, że nic poważnego jej nie zrobiłeś.
— Hidan przestań!
— Teraz będziesz mieć nie tylko Sakurę na sumieniu.
— Zajebie cię zaraz!
Wielki ambulans podjechał i ratownicy chwycili dziewczynkę na nosze. Podczas akcji ratunkowej, niespodziewanie  z jej plecaka wysunął się telefon. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że te zdarzenie zapoczątkuje coś nowego w moim życiu. W owej chwili, widząc jak straszy model smartfona upada na jezdnię, jedyne co mogłem uczynić to chwycenie go i zatelefonowanie do Sakury…
A tego obawiałem się najbardziej na świecie.
— Myślisz, że muszę? — Zapytałem niespokojnie Hidana. Mężczyzna skrzywił się lekko, jednak mi przytaknął.
Z bijącym sercem, zauważając, że moja córka nie posiada żadnej blokady, wybrałem numer do Sakury. Do matki mojego dziecka…



SAKURA



Zastanawiałam się gdzie popełniłam błąd. Sarada zawsze, po długiej nocy gry mi wybaczała. Myślałam, że chociaż przywita się ze mną, nawet oschłym tonem. Nic. Kompletna cisza. W ułamku sekundy zabolało mnie serce i z trudem powstrzymywałam się, by ustać na nogach. Zamiatałam właśnie kuchnię, gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Nie śpieszyłam się zbytnio, zapewne Ino chciała się ze mną skontaktować o tak wczesnej porze.
Wypłukałam dłonie w zlewie i poczęłam kierować się do urządzenia. Spoglądając na wyświetlacz, zmarszczyłam brwi.
Dlaczego dzwoniła do mnie Sarda? Przecież powinna mieć teraz lekcje. Chyba, że zauważyła jak ktoś ja śledzi…
Pokręciłam głową z niedowierzania. Sasuke zapewne za parę dni zjawi się u mnie w domu z wyśmienitym prawnikiem i aktem oskarżenia. Próbując się uspokoić, chwyciłam za zieloną słuchawkę, by odebrać.
— Tak kochanie? Cos się stało?
Cisza.
— Sarada?
Usłyszałam szum przejeżdżającego obok samochodu. Włosy stanęły mi dęba.
— Sarada?!

— Ona jest w szpitalu… — Zagrzmiał tak dobrze znany, ostry ale za razem melodyjny głos, brzmiący lepiej niż w wieczornych wiadomościach. Jednak sama odpowiedź spowodowała, że odłączyłam się automatycznie i chwytając szalik po drodze, wybiegłam na ruchliwą ulicę. 



Od Autora: Minęły ponad 2 tygodnie, a ja miałam gotowy ten rozdział. Brawo, że dzisiaj zapragnęłam go poprawić, co nie? Lepiej jednak późno, niż wcale :). 3 postaram się na tym tygodniu ogarnąć. Tym razem obiecuję na serio! Hmm... nie wiem co napisać o tym rozdziale. Dziwnie jest komentować swój twór, kiedy znasz swój styl pisania i przebieg całej akcji. Jednak uważam, że rozdział nawet całkiem mi wyszedł. 
Zaczynam od dzisiaj pracę, jednak nie zniweczy ona mojego czasu i chęci do pisania. Chciałabym, aby miesięcznie chociaż jeden rozdział się pojawił :). 

6 komentarzy:

  1. Powiem Ci, nie o takim pierwszym spotkaniu z córką Sasuke pewnie marzył. Nie mogę wyjść z szoku. Nieźle to wymyśliłaś! Sakura teraz zacznie toczyć tak gęstą pianę w ust, że aż strach sobie to wyobrazić. Nie ma mowy, że ona dobrowolnie, czy bez walki zgodzi się na to, żeby Sasuke utrzymywał kontakty z Saradą. Matko jedyno, teraz to się sprawy dopiero skomplikują. Piękna drama <3
    Biedne dziecko z tej Sarady. Nie oszczędzasz jej tutaj nawet przez sekundę. Strasznie jestem ciekawa jak to dalej się rozwinie. Powiem Ci, narobiłaś mi apetytu. Podobał mi się Sasuke przy Hidanie, był taki nieco bardziej wyluzowany, bardziej autentyczny i otwarty. Pasuje mu to.
    Hidan jest genialny. Normalnie za nim nie przepadam, ale u Ciebie ma szanse zostać moją ulubioną postacią. Fajnie go kreujesz.

    "Zapragnę się sondować o istotkę, o której nie miałem pojęcia przez prawie czternaście lat?" - bardzo mnie to rozbawiło xD Myślę, że Sasuke po namyśle jednak nie zechce się sondować w tej sprawie ^^

    Trzymam kciuki za pracę, przyzwyczaisz się i z czasem wyrobisz jakąś rutynę, która pozwoli Ci pisać. Buziaki, cierpliwości, siły i radości z wydawania ciężko zarobionych pieniędzy ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, jestem za surowa dla Sarady, jednak niestety musi swoje przecierpieć w tym opowiadaniu XD. Na końcu się okaże, czy słusznie :>. Hidana kocham od początku, kiedy pojawił się w Naruto,nie wiem czemu. A jego duet z Sasuke pokochałam w moim dawnym opowiadaniu pisanym jakieś 4 lata temu XD. I jakoś taki senstymencik mi podpowiedział, żebym go tu użyła. Prawie wszyscy za lajtowego bohatera, który istnieje by rozluźnić atmosferę podają Naruto, a tak sobie myślę, czego nie użyć kogoś innego? Swoją drogą, aż cud, że Sasuke tyle lat przyjaźni się z takim zbokiem XD.

      Dziękuję za wspaniały komentarz ;*. Powoli się już do roboty przyzwyczajam, jednak jak zaczyna się od nocek to jest ciężko ;-;.

      Usuń
  2. Ja na miejscu Sasuke to bym spieprzała z powrotem do Berlina. xD
    Przecież Sakura go zamorduje. :D
    I uwielbiam twojego Hidana, normalie uśmiech błąkał mi sie po twarzy jak czytałam jego teksty. xD
    Lecę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze w bazgrołach ukazywałam Hidana jako taką bekową postać i chyba nigdy tego nie zmienię XD. On pasuje do tej roli typowego zboczka! <3

      Usuń
  3. Raczej nikt z tej trójki nie myślał w jakich okolicznościach się spotkają.
    KOCHANA NIE OGLĄDAJ PRZYPADKIEM SERIALU PARADOKUMENTALNEGO SZPITAL XDDDDDD

    Ja tu czuję masę stresu i chęć mordu XDDD Nie wiem kompletnie, czego się spodziewać po następnym rozdziale.

    Dodam jeszcze że smieszkowy Hidan to chyba standard. Jeszcze nie spotkałam się z innym przedstawieniem tej postaci.

    Nie chcę sobie nawet wyobrażać ile stresu ta dwójka się naje. JACIE CO TO BEDZIE!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażam sobie smutnego, pochmurnego, niezabawnego Hidana. Nie pasuje taki wygląd do niego kompletnie! XDDDDD Rozjebałaś z tym stwierdzeniem o szpitalu hahaa. Przyznam z ręką na sercu, że nie oglądam go XD!

      Usuń